Od kilku lat co roku Polskę nawiedzają powodzie. Wynika to nie tylko ze zmian klimatycznych, ale również nierozsądnej gospodarki wodnej – mamy ogromny deficyt zbiorników retencyjnych i wałów przeciwpowodziowych, co więcej mnóstwo zamieszkałych zabudowań znajduje się na terenach zalewowych.
Poniekąd rozumiem ludzi, którzy zdecydowali się na zakup takich nieruchomości, bo były niewątpliwie zdecydowanie tańsze niż inne działki budowlane. Mimo to ignorowanie ostrzeżeń, jakie Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej od przynajmniej dekady kieruje do potencjalnych nabywców tych obszarów, wydaje mi się po prostu głupie.
Przy okazji powodzi w 2001 roku Włodzimierz Cimoszewicz, jeden z przedstawicieli partii wówczas rządzącej, wyraźnie powiedział poszkodowanym, że „trzeba się było ubezpieczyć”. Stwierdzenie to było bezczelne, ale szczere i prawdziwe. Jak można się było spodziewać – kosztowało Cimoszewicza utratę pozycji i politycznego kapitału, natomiast tereny zalewowe jak były zabudowywane tak nadal są.